ESTETYZACJA PRZESTRZENI: DRAMAT CZY PYTANIE PODSTAWOWE?

W trosce o poprawę dramatycznego stanu estetyki przestrzeni publicznej naszego kraju, w sytuacji braku odpowiednich rozwiązań prawnych, widzimy pilną konieczność wprowadzenia skutecznych narzędzi ustawowych w tym zakresie” – napisali w swoim oświadczeniu uczestnicy I Ogólnopolskiego Forum Plastyków Miejskich, który zebrało się 12 lutego w Warszawie.

Oświadczenie wyraża szczerą wiarę w moc ustaw, czy to raczej przejaw bezsilności i rozpaczy? Ma być pięknie. A tak nie jest. W czym problem? W niedostatku przepisów. Będą przepisy, i będzie pięknie: samorząd zyska możliwość wprowadzenia uchwałą przepisów gminnych, regulujących pożądany wygląd reklam oraz możliwość pobierania opłat za korzystanie z przestrzeni publicznej przez reklamodawców (2,5zł od sztuki, za każdy dzień!). I w ten oto sposób jakość naszej przestrzeni zmieni się na lepsze. Oklaski! Kurtyna.
I śmiech. Komedia (omyłek) to przecież gatunek dramatu.
Odnoszę wrażenie, że estetyzacja przestrzeni staje się elementem zbioru  pojęć pozbawianych znaczeń: modernizacja, innowacja, skok cywilizacyjny… Wizerunek i Stylizacja. Pudrowanie, po powierzchni.
W miastach duża część rozległych reklam (większość?) „wisi” na budynkach mieszkalnych. Miesiącami, latami. Założę się, że podatek od tych nieruchomości  nie jest pobierany według taryfy komercyjnej. Tak jak i nie będzie pobierana opłata za korzystanie z przestrzeni publicznej. Regulacje zasad umieszczania reklam w miejscowych planach zagospodarowania przestrzennego, choć przecież możliwe do ustalenia, należą do rzadkości. Tam gdzie zostały wprowadzone (np. plan miejscowy dla Parku Kulturowego Stare Miasto w Krakowie) są liberalne. Przez co wywieszenie reklamowej płachty na całej frontowej elewacji krakowskiej przyrynkowej kamienicy wciąż jest możliwe [Sienna, Zara, 4 stycznia]. Komercjalizacja miast to poważny problem, a sprowadzanie idei miejskiego parku kulturowego – osnutej na weberowskim motywie miasta europejskiego, symbolu i nośniku wartości uniwersalnych  – do roli „instrumentu prawnego powalającego na skuteczną walkę z chaosem reklamowym w polskich miastach” zakrawa na żart (historii).
Reklama dźwignią handlu. To hasło z poprzedniej epoki zostało wzmocnione mitologią branży marketingowej już wolnego rynku, sprawnie nakręcającą swój własny outdoor’owy rynek: jeśli cię nie widać, to cię nie ma.  Nie wykluczone, że znaczna część potencjalnych konsumentów ten, wszechobecny w przestrzeni miasta, przekaz reklamowy ignoruje. Z powodu nadmiaru bodźców, a może i z estetycznego obrzydzenia? Można patrzeć i nie widzieć.  A skoro nie widzą, to może nie ma sensu wciąż się pchać na afisz?

Jak to jest naprawdę z tą siłą reklamy zewnętrznej?
Ile prawdy w analizach  badań sektora zainteresowanego tematem (i zyskami), z których wynika, że reklama zewnętrzna jest bardziej lubiana niż reklama w innych mediach (a może tylko najmniej nielubiana?), rzadziej odrzucana i lepiej oddziałująca na umysły konsumentów [źródło: Ströer-Out of the Media]. Czy dla jednych irytująca, natrętna reklama w miastach, u innych znajduje zadowolonego odbiorcę, wdzięcznego za informację? Outdoor jest tani [fachowa kategoria: Low cost to consumer], nie wymaga kupowania czasu, nie irytuje odbiorcy bo nie konkuruje z meritum, jak to ma miejsce w telewizji, radiu czy prasie, nie wymaga aktywności odbiorcy, no i działa 24/24. Co więcej,  w 2000r. aż 60% badanych uważało, że reklama na ulicach jest estetyczna i interesująca [CBOS]. Siedem lat później, w badaniach dla firmy Ströer 65,3% Polaków w wieku 15+ zadeklarowało kontakt z tablicami reklamowymi w ciągu ostatniego tygodnia (prawie 20mln osób/potencjalnych konsumentów). Samonapędzający się proces zamieniania miast w słupy reklamowe zamienia mieszkańca na konsumenta.

W 2005r. dwóch artystów – Christoph Steinbrener i Rainer Dempf – we współpracy z austriacką Izbą Handlową zasłoniło żółtą folią wszystkie reklamy w Wiedniu. Projekt, nazwany DELETE! miał sprowokować dyskusję na temat tego, jak wiele reklam jest w stanie pomieścić jedno miasto. Akcja miała trwać dwa tygodnie. Po tygodniu na jednej z żółtych folii pojawiło się wymalowane hasło: „Potrzebuję konsumenckiej informacji!
Jesienią ubiegłego roku agencja TNS Polska opublikowała wyniki sondażu, z których wynika, że 82% badanych Polaków uważa za ważny dobry wygląd miejscowości w której mieszkają. 68% źle ocenia reklamy na ulicach polskich miast i wsi.  Oś dramatu? Zmiana w deklarowanych wartościach i ocenach zjawiska,  bez zmiany modus operandi: 77% zgodziłoby się na wywieszenie reklamy na swoim domu w zamian za wynagrodzenie, a zaledwie 56% uważa, że mieszkańcy i lokalne władze powinni mieć wpływ na to, co jest budowane w ich okolicy.
Estetyzacji przestrzeni ? Śmieci i brud (55%), psie kupy, bazgroły na murach, zrujnowane budynki (49%) to są największe problemy krajobrazu Polski, według reprezentatywnej grupy naszych rodaków. Pouczające, nie tylko dla estetów.